Czego raczej nie zamawiać na wynos? Kulinarne miny z dostawą pod drzwi

Wiesz, jak to jest – siedzisz wygodnie w dresie, serial leci, brzuch burczy jak dziki niedźwiedź. Myślisz: „Zamówię coś dobrego!”. Ale nie każda potrawa nadaje się do transportu przez pół miasta. Oto lista dań, które lepiej zostawić kucharzowi… w restauracji. A jeśli już się uprzesz – robisz to na własną odpowiedzialność.
1. Frytki – chrupiące tylko we wspomnieniach
Zamówiłeś frytki? Gratulacje. Właśnie otrzymałeś paczkę smutnych, wilgotnych ziemniaczanych glizd, które mają tyle wspólnego z chrupkością, co parasolka z tarczą antyrakietową.
Nawet jeśli kurier pędził jak Bruce Willis w „Szklanej pułapce”, frytki i tak zdążyły się ugotować we własnej parze. A Ty – zamiast przyjemności – dostajesz kartonik rozczarowania.
2. Tatar – czyli rosyjska ruletka kulinarna
Jeśli zamawiasz na dowóz surowe mięso, to albo jesteś bardzo odważny, albo bardzo głodny. Tatar to delikatna sprawa – minuta za długo poza lodówką i może zmienić się w kulinarnego Terminatora, który wróci, by się na Tobie zemścić.
Niech zgadnę – chciałeś romantycznej kolacji. Cóż, jeśli Twoim zdaniem romantyzm to dzielenie się zatruciem pokarmowym, to droga wolna.
3. Zupy z makaronem – czyli glut w płynie
Zupa na wynos to nie grzech, ale zupa z makaronem? To już zbrodnia przeciwko ludzkości. Makaron podczas transportu pęcznieje jak balon na urodzinach trzylatka, wciąga cały bulion i finalnie wygląda jakby przeszedł przez życie i wrócił. A Ty siedzisz z tym kubkiem ciepłej brei, próbując przypomnieć sobie, czy to miała być pomidorówka, czy ramen.

4. Tosty – jedzeniowy odpowiednik SMS-a z 2007 roku
Tosty na ciepło to magia… ale tylko przez pierwsze 4 minuty. Później zmieniają się w gumową podeszwę, która z trudem przypomina coś, co kiedyś widziało grilla. Po otwarciu opakowania można się tylko zastanawiać: czy to jeszcze jedzenie, czy już nowoczesna forma sztuki konceptualnej.
5. Naleśniki z serem – jedzeniowy horror w trzech aktach
Na starcie: miękkie i ciepłe. W drodze: para, lepkość, dramat. Na końcu: ciapa z serem, która wygląda jakby ktoś ją już kiedyś… no, zjechał walcem. Czar prysł, ser wystygł, a Ty siedzisz z daniem, które przypomina bardziej mokry ręcznik niż deser.
Podsumowanie: nie wszystko złoto, co da się zapakować
Nie zrozum nas źle – kochamy jedzenie na dowóz, ale pewne rzeczy powinny zostać tam, gdzie powstały: w restauracyjnej kuchni. Jeśli masz wątpliwości, czy Twoje zamówienie przetrwa podróż – pomyśl o tym wpisie. I o swoim żołądku. On też ma uczucia. A jeśli chcesz zjeść coś naprawdę dobrego na wynos – wybieraj mądrze. Bo dobre jedzenie na dowóz to nie przypadek – to sztuka.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.