Jak dostawca jedzenia uratował rodzinę Kowalskich?

Piątkowy wieczór to złoty czas dla jedzenia na dowóz. Wszyscy wracają zmęczeni po całym tygodniu i marzą o ciepłym, pachnącym posiłku, który ktoś inny dla nich przygotuje. Kuba, dostawca z kilkuletnim doświadczeniem, doskonale o tym wiedział. Gdy tylko zobaczył duże zamówienie do jednej z kamienic w centrum Krakowa, od razu pomyślał: „Ktoś urządza imprezę”. Jak się jednak okazało, to nie była zwykła dostawa – to była misja ratunkowa.
Zamówienie jedzenia i walka z czasem
Zamawiającym okazał się pan Marek Kowalski – ojciec trójki dzieci, który, jak sam przyznał przez telefon, zapomniał, że lodówka „świeci pustkami”. Jego żona była w delegacji, a on miał się zająć kolacją. Problem w tym, że obiecał swoim dzieciom prawdziwą ucztę, ale nie przewidział jednego: nie miał z czego jej przygotować. W panice zamówił jedzenie na dowóz, a teraz stał w drzwiach i co chwilę wyglądał na klatkę schodową, czekając na Kubę jak na wybawcę.
Szybka dostawa jedzenia przez Kubę
Kuba dotarł na miejsce zgodnie z czasem, ale widząc przerażoną minę pana Marka, nie mógł się powstrzymać i rzucił: „Spokojnie, to tylko jedzenie, a nie transport organów”. Mężczyzna roześmiał się i złapał za torby z jedzeniem, jakby właśnie dostał święty Graal. Wtedy jednak dzieci wybiegły z pokoju i zaczęły wiwatować, jakby przyjechał co najmniej Mikołaj. „Wow, ale gorące! To ty je zrobiłeś?” – zapytał najmłodszy chłopiec, na co Kuba odpowiedział: „Nie, ale znam tych, co je zrobili. Są prawdziwymi magikami kuchni”.

Jaki jest morał tej historii?
Jedzenie na dowóz to nie tylko wygoda – to czasem ostatnia deska ratunku dla zapominalskich, zapracowanych i tych, którzy po prostu chcą odpocząć. A dostawcy? To cisi bohaterowie, którzy ratują kolacje, relacje i dobre humory. Więc następnym razem, gdy zamówisz coś na dowóz, pamiętaj: dla Ciebie to tylko posiłek, ale dla kogoś innego – prawdziwa misja specjalna!
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.